W dodatku przy odbiorze osobistym nie trzeba płacić za przesyłkę! Najbardziej ucieszą się fani książek Charlaine Harris i Stevena Eriksona. :)
Tutaj link: Świat Książki
Co tu się stało? Po emocjonującym początku, jakim był pierwszy tom trylogii, cała seria znalazła się na równi pochyłej i prawie gruchnęła o ziemię.
Nowe technologie - niby wciąż aktualne, ale zmieniają się w mgnieniu oka, nabierają rozpędu i nowych barw. A przy tym, paradoksalnie, stają się take osłuchane.
Wciąż głośno jest o sprawie zdjęć wykradzionych z chmury, temat prywatności w sieci rozwijany jest na wszelkie możliwe sposoby. Czy właściwie można się przed tych ochronić? A jeżeli nie, to do czego i komu te dane mogą posłużyć?
Jednym z wątków autora jest właśnie ta kwestia. Jednak problem ten jest na świeczniku już tak długo, że ani mnie to nie zaskoczyło, ani nie rzuciło nowego światła, ani nawet ciekawa zagadka z tego nie wyszła. Wirtualna rzeczywistość dogania, a czasem nawet przegania tę prawdziwą, więc gdy już bierzemy się za opisywanie historii z nią w tle należy się spodziewać jakiegoś drugiego dna, przemyślanej intrygi, zaskakujących zwrotów. W Bubble dostałam za to odgrzewanego kotleta, temat wydaje się nie tyle nie aktualny, co za mało ciekawie i skutecznie przedstawiony, a przy tym niepotrzebnie przekombinowany.
Ciekawsze wydały mi się wątki z bohaterką Normen i jej dociekań na temat historii Szwecji i badań nuklearnych. Być może trzeba było pójść tym tropem?
Sam główny bohater, który w pierwszym tomie, Geim, wciągnął mnie w swoją grę tutaj zaczął irytować. Krótkie zdania, wulgaryzmy, emocjonalność mają za zadanie budowania napięcia i wciągnięcia w karty książki, tutaj natomiast działało to na odwrót tworząc obraz zbyt infantylny i produkując raczej negatywne zdziwienie czytelnika, czyli mnie.
O ile Geim i Buzz rozbudziły moją ciekawość, to Bubble skutecznie ją zamroziło. Po przeczytaniu została tylko pusta bańka niespełnionych oczekiwań.
Mam niemały problem z tą książką. Określenie lekki kryminał chyba najlepiej oddaje charakter tej pozycji. Przydługi początek nastrajał mnie sceptycznie, potem akcja ruszyła z kopyta (choć ostrożnie), aby zakończyć się niezbyt spektakularnie.
Samą książkę czyta się szybko, łatwo i przyjemnie. Brak tu jednak wczuwania się w buty bohatera, niecierpliwego wyczekiwania, nerwowego obgryzania paznokci, zagadki godnej Colombo. Nieco się więc zawiodłam.
Rzeczy, które mi się podobały:
1. Poznań. Miło czytać o miejscach, które się zna. Czytając dokładnie wiedziałam gdzie umiejscowić akcję, a przechadzając się po Starym Mieści zboczyłam z trasy, aby przejść się pogrzebową ulicą tylko po to, aby stwierdzić To tu się zaczęło.
2. Kamyk. Początkowo irytująca nastolatka zyskała moją sympatię.
3. Wielowątkowość i przeplatanie zdarzeń. Zawsze to ciekawiej. Ale...
Trochę mnie uwierało:
1. Wielowątkowość i przeplatanie zdarzeń. Nie wiem z czego to wynika, po prostu u innych autorów ten zabieg tworzy bardziej spójny obraz. Tu wprowadzał chaos.
2. Kamyk. Chciałabym się dowiedzieć trochę więcej o tej dziewczynce. Choć może lekki kryminał by tu nie pasował? A może właśnie dałoby się to ciekawie wpleść, zamiast innych wątków.
3. Niektóre elementy wydały mi się niepotrzebne i nic nie wnoszące do fabuły, jak pojawienie się ojca tyrana. Temat nie jest pociągnięty więc dla mnie równie dobrze mogłoby go nie być. Lub można go było rozwinąć na tyle by pobudzić emocje i empatię.
4. Kryminalne zagadki. Po rozwiązaniu sprawy z Kamykiem miałam wrażenie, że to już mi wystarczy. Wcale nie miałam ochoty ani motywacji, aby głowić się nad tą, od której wszystko się zaczyna. Tym bardziej, że zaskoczenia nie było.
Chyba miałam inne oczekiwania i skończyło się bez fajerwerków. Bez emocji. Ot takie czytadło.
Marcin Bruczkowski ciekawie przedstawia rozterki każdego, kto podróżuje, wraca, tęskni, szuka swojego miejsca. Bo przecież nie tak łatwo to miejsce znaleźć. Ba, nawet nie znaleźć, ale się zorientować, że już się tam jest. Bo ludzka natura jest taka, że zawsze nam się wydaje, że najlepiej jest tam, gdzie nas nie ma.
Z własnego doświadczenia wiem, że nawet wyjazd wakacyjny do innego kraju, do innych ludzi, do innej kultury wprowadza zmiany. Zmiany wielopoziomowe: jak postrzegamy dane miejsca, jak rozmawiamy, jak się czujemy i czego oczekujemy. Wracając do domu zawsze mam niedosyt i siłą rzeczy porównuję rzeczywistość, którą opuściłam z tą, do której wróciłam. Po trzymiesięcznym pobycie w Finlandii tęskniłam za porządkiem i wielokulturowością. Po hiszpańskich voyagach chciałam więcej poczucia beztroski i słów maniana. Po NY Polska wydała mi się taka smutna i niegrzeczna.
Moje rozterki to jednak nic w porównaniu z tymi, które dotykają głównego bohatera Powrotu niedoskonałego, który to po 18 latach zmienia nie tylko kręg kulturowy i kraj, ale musi się również przestawić mentalnie na ojczyznę (a może obczyznę). Nie są to jakieś wielkie filozoficzne rozważania (pomijając sny), ale takie mniejsze i większe sprawy, które najzwyczajniej w świecie człowieka wkurzają, wytracają z równowagi, wybijają z rytmu i nie pozwalają iść dalej.
Robert ma szczęście spotkać na swojej drodze ludzi, którzy prostują mu te zawiłe ścieżki i pomagają uczyć się ojczyzny na nowo. Bądź co bądź, przez 18 lat zmieniło się wiele. I może tylko jedno nie. Ludzie.
Powrót niedoskonały czytało się świetnie, historia napisana lekkim piórem trochę obnaża Polaków, czasem im co nieco wytyka, puszcza oko, ale i stawia do pionu, bo przecież zawsze jest jakieś wyjście (a Polak potrafi):
...jak raz sie wyobcujesz na obczyźnie, będziesz obcy. Już zawsze i wszędzie. Ale nie przejmuj się. Ja z bycia obcym zrobiłem karierę...
Ale też zaznacza, że różnorodność jest fajna i potrzeba. Podróże kształcą, cliche, ale to prawda; nowe doświadczenia są niezbędne do rozwoju, a najważniejsze to nie udawać kogoś kim się nie jest. Niezależnie od miejsca, wylotów i powrotów.
Wydaje mi się jednak Robert-san - powiedziałem - że mimo wszystko za bardzo się starasz być takim Polakiem, który nigdy nie wyjechał z kraju.
Kąśliwie o tych, co nie czytają, o promowaniu czytelnictwa, o polityce wydawnictwa, o pomocy dla młodych pisarzy. Właściwie kąśliwie o wszystkim. I w punkt, choć nie zawsze.
Już ruszyła!
Wielka kampania telewizyjna pod hasłem "Zaczytane wakacje" po raz kolejny promować będzie czytanie książek w czasie wakacji. Podobnie, jak w latach ubiegłych ekipa telewizyjna w każdą sobotę zawita do jednego z nadmorskich kurortów, aby zachęcać wypoczywających do lektury. Program prowadzą Agata Passent i Filip Łobodziński.
Dziś Narodowy Dzień Przytulania w Polsce. Nie wiem skąd te przedziwne święta się biorą, dzień przytulania, pocałunków, dzień bez pączka, dzień listonosza, zupy pomidorowej, kota, psa, białego niedźwiedzia... Niektóre są bardziej irytujące, inne mniej.
Z przytulaniem problemów nie mam. Koniec końców jest to akt przyjemny, relaksujący. Ba, nawet leczniczy. Naukowcy i lekarze wykazują działania antystresowe oraz obniżające napięcie i zapisują je w parze z 10 minutowym trzymaniem się za ręce (via).
Oficjalnie pierwszy Dzień Przytulania miał miejsce 21 stycznia 1986 roku w stanie Michigan, ale szybko objął inne kraje, w tym Polskę, która ochoczo adoptuje wszelkie dni specjalne i świętości.
Czy świętuję? Każdego dnia.
I o ile mi nie trzeba przypominać o bliskości z bliskimi, to jestem w stanie zrozumieć, że w dzisiejszym zabieganiu niektórzy gubią takie podstawy. Może to właśnie dla nich powstał ten dzień?
Gosiarella robi niezły przegląd książkowych okładek tworząc cykl hmm, już to gdzieś wiadziałam.
Muszę się przyznać, że nie miałam jeszcze okładkowego deja vu, a wy?
Aby przejrzeć pokaźną kolekcję okładek zupełnie nie unikatowych znalezionych przez Gosiarella, kliknij link w tytule lub tu. Poniżej mała próbka.
źródło: http://www.gosiarella.pl/2014/06/okadkowe-duble.html
W zeszłym tygodniu również The Guardian zwrócił uwagę na okładkowe cliché: Afryka, drzewko akacji, w tle zachodzące słońce; nie rzadko obraz ten ma się nijak do fabuły i umiejscowienia akcji książki (o zgrozo). Jako czytelnik bym się wkurzyła.
No to jestem w większości. A mianowicie w 53% zapoznanych, a dzięki kilku przesłuchanym opowiadaniom łapię się w tych 10%, którzy kiedykolwiek przesłuchali audiobooka. Nie będę jednak ukrywać, nie jest to moja bajka.
Znam jednak osoby, które uwielbiają książki w wersji audio. Począwszy od mojego partnera, który uwielbia słuchać w drodze do pracy, poprzez mojego chrzestnego, który wręcz pochłania audiobooki w ciągu dwugodzinnej drogi powrotnej do domu, a kończąc na mojej mamie, która jest dla mnie największym zaskoczeniem.
Mama jest totalnym heavy userem i w sumie nie powinnam się dziwić. Książki u niej w domu są na wszystkich możliwych półkach, piętrzą się w górę i zajmują coraz to nowe regały i komody. Jednak nie spodziewałam się tak totalnego zauroczenia audiobookami. Książkomania przeniosła się, nie! rozprzestrzeniła się na pole wirtualne i komputerowe; teraz nie tylko półki, ale i foldery na pulpicie pękają w szwach.
Kiedyś podarowałam mamie MP4, jakiś czas pozostawała w niebycie, ale z momentem odkrycia książek do słuchania rozpaliła się do czerwoności. Tak jak uszy mojej mamy. To jednak nie ja przekonałam ją do audiobooków. Był to mój chrzestny, a jej brat.
W sumie, jak się zastanowić, to cała moja rodzina jakaś taka książkowa. Mama zaszczepiła książki we mnie, teraz nawzajem się motywujemy i podrzucamy sobie fajne tytuły; ona z kolei nie może się nagadać ze swoim bratem o audiobookach, a ze swoją siostrą i bratową o papierowych. Moja jedna babcia nie tylko uwielbia czytać, ale i zapamiętywać i recytować całe fragmenty. A druga babcia... no właśnie.
I ja mam swoją cegiełkę, właśnie związaną z audiobookami. Moją drugą babcię zaraziłam audiobookami i teraz podczas szydełkowania przysłuchuje się polskiej literaturze.
Wniosek: jak się spotkamy, to zawsze jest o czym pogadać. No i jest to budujące, że słuchaczami są nie tylko ludzie w kwiecie wieku z nowymi technologiami w małym palcu.
Badania i inforgrafika:
Kiedy idzie wiosna, kiedy trawa się zieleni, kiedy wiatr we włosach szumi można...
spacerować bosą stopą po trawiastym dywanie,
zobaczyć, co się wydarzy między ustami a brzegiem pucharu,
wygrać bądź przegrać na słowa - ważne, żeby grać,
wyjechać i wrócić,
pomruczeć i się poprzytulać.
Ilustracja 3 Książka artystyczna
Źródło: http://wedrowka.bookart.pl/pl/wedrowka.html
Już samo określenie książka artystyczna może być postrzegana jako z gruntu sprzeczne. Książka posiada ramy, jest to byt interpretowany dzięki poszczególnym elementom, na które składają się: „materiał piśmienniczy, zapis graficzny, treść i funkcja.”(5) Przymiotnik artystyczny z kolei nosi znamiona wolności formy i z gruntu pozbawiony jest sztywnych ram i konwenansów, gdyż związane jest ze sztuką i samym artystą. (6)
Książka artystyczna to często pojedynczy egzemplarz, unikat w swojej formie i treści, inaczej niż przy tradycyjnej publikacji, gdzie zarówno treść jak i forma jest powielana. Taki był zamysł druku, aby książka w tej samej formie mogła trafić do szerokiego grona odbiorców. Książki artystyczne to raczej wariacje na temat książki, „są one raczej twórczą refleksją odwołującą się do motywu książki, bądź przetwarzającą w swobodny sposób symbolikę z książką związaną.” (7)
Ilustracja 4 Grażyna Brylewska "O miłości i o bólu"
Źródło: Book Art Korepondencja http://korespondencja.bookart.pl/
Współczesna książka artystyczna jest bliższa sztuce książki z lat dawnych, gdzie zamiast nakładu i krzykliwej okładki ceniło się sztukę druku i ilustracji. Rozwój książki artystycznej datuje się na przełom XIX i XX wieku wraz z rozwojem zjawiska livres d'artistes (8), jednak zdobienia publikacji zwartych istniały od momentu ich powstania.
Wydawać by się mogło, że z powodu niełatwej historii Polska nie ma wielu lat doświadczeń w dziedzinie tak artystycznej. Nic bardziej mylnego. Polscy typografowie, drukarze i introligatorzy podążali za trendami zachodnimi (9) i zwłaszcza w okresie międzywojennym wyróżniali się profesjonalizmem i wysokim poziomem artystycznym. (10)
Ilustracja 5 Europe, Mieczysław Szczuka, Teresa Żarnowerówna
Źródło: http://50watts.com/Take-a-Look-at-Me-Now-1
Ilustracja 6 Bluszcz, Edmund Bartłomiejczyk
Źródło: http://50watts.com/Take-a-Look-at-Me-Now-1
Współcześnie należy wyróżnić dwa ośrodki wydawnicze, które znacząco przyczyniły się do rozwoju sztuki książki i współczesnej książki artystycznej. Jest to Wydawnictwo Artystyczne Urszula Kurtiak i Edward Ley z Koszalina oraz łódzkie wydawnictwo „Correspondance des Arts” Jadwigi i Janusza Tryznów. Oba ośrodki wspierają rozwój książki artystycznej i prezentują prawdziwe unikaty. Książki te choć nadal są produktem niszowym i nieskomercjalizowanym, zyskują na popularności i prestiżu, stając się produktem luksusowym, tak jak dawne książki tworzone ręcznie, i obecnie mogą być lukratywną inwestycją. (11)
Ilustracja 7 Fletnia Chińska, książka pachnąca jaśminem wkształcie koła,
tłumaczenie Leopold Staff
Źródło: http://www.kurtiak-ley.pl
Ilustracja 8 Owidiusz, Publius Ovidius Naso — O kosmetyce twarzy pań
Źródło: http://www.kurtiak-ley.pl
Ilustracja 9 Grażyna Brylewska Chora Róża wiersz Williama Blake’a w tłumaczeniu Jolanty Kozak
Źródło: http://www.kurtiak-ley.pl
5. Misiak Jarosław, Współczesna polska książka artystyczna. Ośrodki wydawnicze i dorobek edytorski [online]. Lublin 2002. http://ksiazka-artystyczna-dorobek.eprace.edu.pl /694.Wspolczesna_polska_ksiazka_artystyczna._Osrodki_wydawnicze_i_dorobek_edytorski..html
6. Słownik języka polskiego [online]. http://sjp.pwn.pl/szukaj/artystyczny
7. Misiak Jarosław, Współczesna polska książka artystyczna. Ośrodki wydawnicze i dorobek edytorski [online]. Lublin 2002. http://ksiazka-artystyczna-dorobek.eprace.edu.pl/694.Wspolczesna_polska_ksiazka_artystyczna._Osrodki_wydawnicze_i_dorobek_edytorski..html
8. Wiercińska Janina, Sztuka i książka, Warszawa 1986.
9. Tamże.
10. Misiak Jarosław, Współczesna polska książka artystyczna. Ośrodki wydawnicze i dorobek edytorski [online]. Lublin 2002. http://ksiazka-artystyczna-dorobek.eprace.edu.pl/
694.Wspolczesna_polska_ksiazka_artystyczna._Osrodki_wydawnicze_i_dorobek_edytorski..html
11. Książki nie do poduszki, „Newsweek” [online]. http://kultura.newsweek.pl/ksiazki-nie-do-poduszki,22360,1,1.html