Druga strona

... czyli co kryje się za kurtyną.

 

Pracuję i piszę na BookLikes. Czytam, piszę, kawę piję.

Ziarno prawdy - lubię bohaterów niedoskonałych

Ziarno prawdy - Zygmunt Miłoszewski

Książkę czyta się błyskawicznie. O ile ktoś lubi kryminały. Ja lubię i mnie w tej odsłonie Miłoszewski wciągnął.

 

Któregoś dnia w Trójce usłyszałam, jak autor opowiadał o dodatkowych motywach pisania swoich powieści: o chęci przedstawienie problemu społecznego, zwrócenie uwagi na otaczający nasz ekosystem, pochyleniu się nad bolączkami codzienności. Było to w ramach promocji Gniewu i pomyślałam sobie, co to za pitu pitu, kryminał to kryminał, a nie naukowa rozprawa polityczno-społeczna.

 

Jednak jest tu trochę racji. Podniosły ton autora nieco drażnił, ale nie można nie zauważyć, że w swoich powieściach autor umieszcza takie małe drzazgi, które mogą czytelnika nie raz drapnąć, a może i nawet trochę obnażyć. 

 

Połączenie historii i wątku kryminalnego nie jest przecież czymś nowym, do tego spora dawka stereotypów i przegląd prowincjonalnego społeczeństwa - ale czy każdy może się tu przejrzeć, jak w zwierciadle? Nie sądzę. Myślę, że zakorzenione stereotypy i schematy zachowań pozostaną (niestety), a my jedynie możnemy się zastanowić czy nie jesteśmy więźniami historii na własne życzenie.

 

Sama historia była ciekawie skonstruowana. Prokurator Szacki jako macho w średnim wieku, ale i mężczyzna z przeszłością i po przejściach urzeka szorstkością. Lubię takich bohaterów niedoskonałych, a w tandemie z panią prokurator dopełniają się świetnie. Wątek żydowski, jako tło całej kryminalnej  sprawy, intryguje. Człowiek wie, że to fikcja, ale jednak z tyłu głowy się zastanawia: ludzie naprawdę tak myślą?

 

Kiedy czytałam Ziarno prawdy to miałam wrażenie, że ktoś obok mnie siedzi i opowiada historię, taką opowieść o zbiorowej halucynacji, półkłamstwach, półprawdach, presji grupy i miejsca. Jakby z góry było wiadomo, że w tym miejscu z taką i taką historią, po prostu musiało się właśnie wydarzyć to i to. Piękna manipulacja, którą nie rzadko ludzie sami sobie fundują bezwiednie powtarzając to co zasłyszane. Bez zastanowienia.  

 

Na końcu wygrywa kłamstwo. To cukierkowe zakończenie, to jedyna rzecz, która mnie rozczarowała. 

 

Film za to zabrał mi wszystko, co podobało mi się w książce: głównego bohatera, brak ckliwych miłosnych historii, proces myślowy prokuratora, pracę dochodzeniową. W filmie Szackiego lubić się nie dało. 

 

Z niecierpliwością czekałam na premierę, ale porównanie kart książki z ekranem na świeżo po lekturze pozostawiło ekranizację zdecydowanie w tyle. 

 

No i Więckiewicz w scenie a la Sharon Stone z Nagiego instynktu? Spuściłam wzrok z zażenowaniem. Gdzieś przeczytałam, że Więckiewicz świetnie parodiował Sharon Stone. Ale miała to być ekranizacja czy parodia?