Druga strona

... czyli co kryje się za kurtyną.

 

Pracuję i piszę na BookLikes. Czytam, piszę, kawę piję.

Czytanie nie może się obyć bez kota, czyli gdzie i z kim

Jak choruję, to nie czytam. A ten stan nadal trwa. Ale jak już czytam, to ... czytam w domu, czytam w plenerze, latem i zimą. Czytam też zbiorowo, z moim kotem i z moim partnerem. Osobno, nie w trójkę. Ewentualnie w parach. Gdy czytam, kot wygrzewa się na mnie i ma w nosie, że mi zasłania, ale kiedy jadę jako pasażer to bez naszej włochatej pociechy więc cała książka jest moja. Mój partner najczęściej wtedy słucha książek, jest absolutnym fanem audiobooków, a ja jakoś nie mogę się przekonać. A kot, jak to kot, wygrzewa kanapę. Całą ma dla siebie.

 

 

A w domu? W sypialni nie tylko śpię i śnię. Czytać w łóżku można na kilka sposobów. Na plecach, na boku, na brzuchu, leżąc na wznak, z podkulonymi nogami, na ukos. Można też półleżeć z poduszką pod karkiem (auć) lub oprzeć nogi o ścianę. Ja często siedzę na łóżku po turecku.

 

 

W cieplejsze dni próbowałam czytania na balkonie, ale to takie klaustrofobiczne, kiedy podnoszę wzrok i zamiast pustej wolnej przestrzeni widzę metalowe barierki oddalone ode mnie o pół metra. Z plenerów najbardziej lubię polany, plaże, no i ogród. Gdy odwiedzam rodziców zdarzają mi się sesje czytelnicze z mamą, częściej latem niż zimą, w ogrodzie właśnie. Choć mama czyta teraz zawsze i wszędzie. Od kiedy ma MP4 absolutnie oszalała na punkcie słuchanych książek i stała się jeszcze większym molem książkowym niż była (nie wiedziałam, że to możliwe). Jak nagle przestaje mówić, to wiem, że audiobook poszedł w ruch.

 

Gdybym miała ogromny parapet, taki jaki jest w wielu filmach przy wielkim oknie, z całą pewnością byłoby to moje miejsce. Na polskie parapety się nie wspinam, choć zdarzało mi się zasiedzieć na blacie kuchennym. W kuchni też czytam czekając aż czajnik zacznie gwizdać z gorączki.

 

 

Czytam przy telewizorze pomiędzy fragmentami filmu podczas tak zwanej przerwy reklamowej. Choć szczerze mówiąc, to ja pokusiłabym się o stwierdzenie, że przerwa owszem jest, ale filmowa. Nie czytam natomiast przy jedzeniu, ale przy picu owszem. Często przy gorącej kawie bądź zielonej herbacie.

W łazience również zdarza mi się czytać czekając na finish pralki. Nie mam jednego ulubionego miejsca na czytanie. O dziwo, nie przeszkadzają mi też przestrzenie małe i niewygodne, jak ratanowa skrzynia, która po kilku minutach wbija mi się w bok. Próbowałam czytania w wannie, ale ta dyscyplina zdecydowanie odpada. Zawsze się bałam, że utopię książkę, a teraz z czytnikiem w ogóle nie wchodzi to w grę.

 

Czytnik przydaje się za to w podróży, zwłaszcza nocą. Czytam w aucie, chyba że jestem kierowcą, to wtedy śpiewam. Jeżeli od wielkiego dzwonu podróżuję pociągiem, to również moim towarzyszem podróży jest książka (na studiach lubiłam jeździć i czytać a nie jeździć i paplać, i aż głupio przyznać, ale wolałam podróżować sama i mieć 5h czytania).

 

Nie czytam, kiedy jestem chora. Stąd ten wpis. Choróbsko ostatnio się przykleiło i nie chce odejść. I tylko żałuję, że w weekend będę jechać 4 godziny w jedną stronę, ale bez książki. Będę za to zdzierać głos ku uciesze innych kierowców, że tylko widzą kiepski spektakl karaoke a nie słyszą.

 

A w drodze powrotnej przywitam się z książką. Mam nadzieję, bo już ileż można...